niedziela, 27 września 2015

#Siedem


Że wiesz,

Że chcesz,
Że tęsknisz 


Tyle możesz powiedzieć, 

A milczysz.... 


Dobrze  że to był tylko sen i wcale nie spadałam. Dalej leżał koło mnie Bartman. Spojrzałam na zegarek 3:30. No super. Próbowałam dalej zasnąć ale jakoś nie mogłam, więc sięgnęłam po telefon i zaczęłam przeglądać portale i w końcu zachciało mi się spać więc odłożyłam urządzenie i wtuliłam się w tors siatkarza.
Miesiąc później
Niestety wakacje w Miami nie wypaliły gdyż mama źle się czuła i wylądowała w szpitalu. Jednak jest już wszystko w porządku. Ja wróciłam do szkoły i sporadycznie spotykam się z Bartmanem. Brakuje mi go... Pomimo tego że piszemy ze sobą codziennie to nie to samo. Ale po tych wakacjach zdarzyło się coś niesamowitego! Rodzice przestali się interesować nauką i powtarzają że  jak dam radę to tak będzie. Bardzo się cieszyłam i dzięki temu miałam sporo luzu, więc w weekend postanowiłam odwiedzić Zbyszka w Rzeszowie. Rodzicom powiedziałam że jadę do Moniki więc sami mnie przywieźli. Zmienili się o całe 180 stopni.
-Hej-krzyknęłam gdy Monika otworzyła drzwi
-Rozalia jak dobrze cię widzieć-mocno mnie przytuliła i zaprosiła gestem ręki do środka
-Ciocia!-krzyknęła Pola wychodząca z pokoju
-Hej maleńka-powiedziałam i dałam jej buziaka. Godzinkę spędziłam u Moniki a potem poszłam w kierunku lokum Bartmana. Zapukałam do drzwi. Nic. Drugi raz-nic. Pomyślałam że go nie ma ale drzwi nagle się otworzyły a w nich stała wytapetowana pół naga dziewczyna, lecz po chwili przyszedł Bartman
-Kochanie co..-zaciął się gdy mnie zobaczył
-Przepraszam pomyliłam numery-powiedziałam i wybiegłam stamtąd jak najszybciej. Jak mógł?? Tyle razy mi powtarzał że mnie kocha, że mnie nie opuści, że nie mógłby mnie skrzywdzić, a tym razem co?? Nienawidzę go!! Jest dla mnie nikim. Wróciłam do domu Michała i widząc Monikę rzuciłam się ze szlochem w jej ramiona
-Ciociu cemu płaces??-zapytała Pola również zanosząc się płaczem
-Skarbie nie płacz. Ciocia po prostu.... no nic nie jest-powiedziałam próbując wymusić uśmiech
-Mów co się stało-powiedziała Monika i pokazała żeby usiąść
-On.... on  -zanosiłam się dalej a ona o nic więcej nie pytała tylko mocno i znów mnie uścisnęła.
-A to dupek-powiedziała gdy się tylko trochę uspokoiłam.
 Nagle tak bez pukania wbiegł Bartman
-Wujek -krzyknęła Pola. Dobrze że nie wie co ten wujek robi
-Roz-chciał zacząć ale mu przerwałam
-Nie!Wynoś się! Jesteś du-tym razem to mi przerwała Monika
-Uspokójcie się! Zostawiam was samych, tylko nie roznieście mi domu, a ja idę z Polą na spacer bo nie chcę żeby słyszała waszą kłótnię. Poczekałam aż wyjdzie i kontynuowałam
-Jesteś dupkiem! Nienawidzę cię!
-Rozalia przepraszam ale to było silniejsze-wybuchłam mu śmiechem prosto w twarz
-A to zmienia postać rzeczy
- Naprawdę??
-No tak, nie dość że jesteś dupkiem to masz wielkie problemy ze sobą.-nagle zgięłam się w pół. Brzuch strasznie mnie zaczął boleć.
-Rozalia co ci?-chciał mnie dotknąć ale odsunęłam się od niego i próbowałam udawać że już nic, chociaż brzuch dalej strasznie bolał
-Odejdź! Nie chce cię znać! Wyjdź stąd!-krzyczałam choć ból strasznie mi w tym przeszkadzał
-Ale..
-Nie kurwa żadne ale! Bartman mało ci??  Zabawiłeś się mną! Brawo! Wygrałeś! Zniszczyłeś mnie! Lepiej??
-Rozalia ja naprawdę cię kocham! Zachowałem się jak idiota! Przepraszam! Nie zabawiałem się  tobą!
-Kochasz??-spytałam cicho i nieczekając na odpowiedź kontynuowałam- Nie jesteś idiotą, to ja byłam tylko idiotką że ci zaufałam i cię pokochałam. Teraz wiesz co? Mam dość! Wyjdź-mówiłam coraz ciszej, bo kuło mnie strasznie
-Rozalia co się dziej!? Musimy jechać do lekarza
-Nie! Jedyne co musisz to stąd wyjść bo nie ręczę za siebie. Naprawdę Bartman przesadziłeś.
-A...ale
-Zamknij się i wynoś się-powiedziałam a on popatrzył na mnie i wyszedł. Gdy drzwi się zamknęły czułam tylko straszny ból brzucha a potem zobaczyłam ciemność.
Próbowałam w końcu otworzyć oczy, gdy już praktycznie je otworzyłam to oślepiło mnie światło  i z powrotem je zamknęłam. Próbowałam tak parę razy, nagle zaskrzypiały zawiasy od drzwi. Leżałam dalej nieruchomo
-Tak jak już państwu mówiłem nie wiem kiedy się wybudzi ponieważ jest w śpiączce
-Ale minął już prawie miesiąc. Musicie to wiedzieć! -poznałam głos taty. Powoli zaczęłam je otwierać
-T...ato-powiedziałam cicho ale wystarczająco by usłyszał mnie ojciec
-Moja córcia. Boże z mamą od zmysłów odchodzimy i pytamy kiedy w końcu się obudzisz. A teraz spokojnie leż odpoczywaj
-Twój tata ma rację odpocznij a za godzinkę będziesz miała badania. Pamiętasz co się stało??
-Tak-powiedziałam a lekarz wyszedł. Tata coś do mnie mówił ale ja nie byłam w stanie się na tym skupić. Cały czas myślałam o nim. Nienawidziłam go za to co zrobił, ale w głębi duszy kochałam go. Po chwili tata wyszedł a weszła Monika
-Jak się czujesz?-spytała
-Nie najgorzej. Co się w ogóle stało?
-No rozmawiałaś
-To wiem ale co mi dolegało?? Jak się tu znalazłam bo pamietam tylko ból brzucha
-Lekarze powiedzieli że.. no
-No co powiedzieli??
-Że byłaś w ciąży, ale poroniłaś
-Że co?? Rozalia byłaś w ciąży??-do pokoju wszedł Bartman
-Bartman wyjdź nie widzisz jak ona się czuje. Lepiej dla niej-powiedziała spokojnie Monika. Chłopak wykonał prośbę a ja nie mogłam uwierzyć  w to co powiedziała Monika
-Ale, ale jak? Przecież.. to nie możliwe
-Rozalia brałaś te tabletki?
-No tak.. czekaj. Co mnie obchodzi to dziecko skoro go nie ma? Trudno tak nawet lepiej
-Rozalia nie mów tak! To było twoje dziecko
-Właśnie było, ale już nie jest. Bóg dobrze wiedział że nie dam sobie rady i go nie wychowam. tyle. Koniec tematu. -powiedziałam sama nie wiedząc skąd wzięłam te gadkę o Bogu..,
-Jak chcesz-powiedziała
-Mogłabyś wyjść i nie wpuszczać nikogo?? Chcę odpocząć-powiedziałam
-Jasne, zawsze do usług-uśmiechnęła się i wyszła. Tak naprawdę nie chciałam odpocząć po prostu nie miałam ochoty na rozmowę. Jak ja mogłam zajść w tą ciąże?? Zadawałam sobie jeszcze wiele pytań jednak nie mogąc znaleźć odpowiedzi przymknęłam powieki. Nie trwało to długo gdyż wszedł lekarz i zabierał mnie z badania na badanie. Po nich wróciłam do pokoju a tram leżał bukiet lilii
-Od kogo one są???-spytałam Moniki
-A jak myślisz??-Monika odpowiedziała pytaniem na pytanie
-Dobra nie ważne. Długo będę musiała tu być?-spytałam i jak na zawołanie wszedł lekarz
-I jak się czujemy??-spytał
-To zależy-wymusiłam uśmiech
-Od czego??-spojrzał na mnie zza kartek
-Od tego kiedy będę  mogła wrócić do domu
-Myślę że za trzy-cztery dni jeżeli nic się nie będzie działo
-Mhmmmm
-To do widzenia-powiedział i wyszedł. Było po 22 gdy Monika wraz z rodzicami opuścili szpital. Ja za to wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Gdy mi się to znudziło położyłam się i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Następnego dnia obudził mnie czyjś dotyk. Otworzyłam oczy i ujrzałam Bartmana trzymającego mnie za rękę, gwałtownie ją zababrałam  i dopiero wtedy siatkarz spojrzał wyżej.
-Przepraszam-powiedział cicho
-Chyba na to trochę za późno-powiedziałam równie cicho
-Rozalia ale
-Zbyszek przestań, to nic nie zmieni. Zrozum że to koniec.-mówiłam dalej słabym głosem. Rozum mówił zostaw go a serce... zawsze na opak!
-Rozi na pewno, ja cię kocham a ty mnie?/
-Zraniłeś mnie
-Ale to nie zmienia faktu że nie odpowiedziałaś na pytania. Więc kochasz czy nie??
-Nie! Zrozum to!-chłp[ak nic nie mówiąc wyszedł a ja?? Zalałam się płaczem jak małe dziecko.


2 komentarze: